Hipoteza „toksyn” jest wyśmiewana przez większość pseudoracjonalistów. Celowo piszę „pseudo”, gdyż prawdziwy racjonalista nie wypowie się w temacie, na którym się nie zna. Mamy trochę smutną sytuację: z jednej strony grupa alternatywnych, którzy zrzucają winę za wszystkie choroby świata na mityczne toksyny i brak naturalności, bo na jakimś blogu przeczytali że tak jest, a z drugiej grupę „obrońców prawdziwej nauki”, którzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak zatrucia, bo… na jakimś blogu to przeczytali.
A jaka jest prawda? Dość ciężko tu o rozstrzygające słowo, bo po prostu brakuje badań.
Na wstępie, chciałem jeszcze przestrzec: metody opisane w tym rozdziale NIE są oficjalną medycyną, są to metody samoleczenia stosowane eksperymentalnie przez pacjentów czy prywatne kliniki. Nie są one dokładnie przebadane, nie wiadomo więc, czy są całkowicie bezpieczne, nikt nie daje też gwarancji, że zadziałają.
Fluor a ciśnienie krwi
Weźmy pod lupę taki fluor. Wokół niego narosło mnóstwo kontrowersji. Dodaje się go do wody, by zapobiegać próchnicy, ale do tej pory nikt nie udowodnił, że to naprawdę dzisiaj działa. Nie, serio, nie przeprowadzono takiego dowodu. Wiadomo, że fluor chroni zęby, pytanie tylko, czy w dobie szczoteczek i pasty do zębów, picie go ma jakiekolwiek uzasadnienie? Badania które „udowodniły”, że fluor zmniejsza ilość ubytków miały potężny błąd metodologiczny: fluoryzacja rozpoczęła się razem z masowym wprowadzeniem fluorowanych past do zębów. Niemożliwością była ocena, czy zmniejszenie się ubytków to efekt picia wody, czy raczej mycia zębów. W krajach Europy, które stosowały fluoryzację a potem z niej zrezygnowały nie tylko nie zwiększyła się ilość ubytków w zębach, a wprost przeciwnie, w dalszym ciągu spadała. Można o tym przeczytać nawet na anglojęzycznej wikipedii. Fluoryzacja wody owszem, pomagała, ale kilkadziesiąt lat temu.
Czemu piszę o fluorze? Niepokój wzbudza jedno z badań:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21484404
Porównano ciśnienie krwi mieszkańców Iranu oraz to, jakie jest stężenie fluoru w ich wodzie pitnej (swoją drogą ciekawe, że znakomita większość badań nad toksycznością fluoru pochodzi z takich dziwnych krajów – Iran, Chiny…). Okazało się, że jest bardzo silny związek. Im więcej tego pierwiastka pili mieszkańcy, tym wyższe mieli ciśnienie krwi. Badania na zwierzętach dały sprzeczne wyniki, czasem wychodziło że tak, czasem że nie, niemniej jest dość poważna hipoteza, zgodnie z którą nadmiar fluoru może prowadzić u części osób do nadciśnienia.
Wiadomo, że fluor bardzo mocno chroni zęby, jest też podejrzenie – mocne, ale tylko podejrzenie – że może powodować problemy z ciśnieniem. Jego nadmiar może też wywołać wiele innych problemów. Pytanie: czy próby oczyszczenia organizmu z tego pierwiastka mają sens? Powiedziałbym, że jeśli ktoś jest pewien tego, że ma go w organizmie zbyt wiele (ma objawy fluorozy, takie jak przebarwienia zębów, w kilku miastach w Polsce poziom fluoru w wodzie pitnej jest na tyle wysoki, że może do tego doprowadzić), może próbować to robić, pod warunkiem, że zadba o jego wysoki poziom w samych zębach, regularnie je szczotkując. Metoda jego usunięcia jest bardzo prosta: wystarczy suplementować duże dawki boru, rzędu kilkunastu miligramów dziennie. Wybija on fluor z tkanek, następnie jest on łączony z wapniem i wydalany. By zachodziło to w pełni skutecznie, można dodatkowo suplementować wapń. Jest to już czysto „alternatywna” metoda, nie jest też do końca przebadana, wiadomo jedynie, że w badaniach na zwierzętach dodatek boru bardzo mocno chronił przed zatruciem fluorem, jednocześnie nie mając żadnych skutków ubocznych, nawet gdy stosowano odpowiedniki dawek rzędu kilkuset miligramów dziennie dla dorosłego człowieka. Było tylko jedno badanie z udziałem ludzi, gdzie bor wyleczył pacjentów z fluorozy.
Związek ołowiu z nadciśnieniem
Ołów. Jest bardzo silna hipoteza, wedle której masowe zatrucia ołowiem były główną przyczyną zwiększenia przestępczości w czasie ery przemysłowej, zaś jego usunięcie z benzyny, farb i przedmiotów codziennego użytku sprawiło, że przestępczość spadła. Brzmi niewiarygodnie? No cóż, nawet teraz statystyczny więzień ma prawie dwa razy takie stężenie ołowiu we krwi, niż statystyczny przestrzegający prawa obywatel:
http://eujournal.org/index.php/esj/article/view/2235
Pytanie, czy tak małe ilości ołowiu, z jakimi mamy dziś kontakt, wpływają na nasze zdrowie? Patrząc na to, jak wysoka jest przestępczość w okolicach dawnych hut, które trwale zatruły glebę ołowiem (Kraków i Nowa Huta…), wygląda na to, że owszem, ten wpływ jest bardzo duży. Podawanie zwierzętom ołowiu sprawia, że bardzo szybko rozwija się u nich nadciśnienie, a u pacjentów z tą chorobą stężenie tego pierwiastka we krwi jest wyższe, niż u przeciętnej populacji:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3312765/
Jego usunięcie z organizmu jest kłopotliwe i nie do końca bezpieczne. Nie jestem pewien, czy w ogóle jest możliwe w państwowym ośrodku. Można to robić na własną rękę, ale z wyżej wymienionych powodów powinno się najpierw upewnić, czy ma to sens. Można po prostu zrobić sobie test na stężenie ołowiu we krwi, przy czym należy pamiętać, że jest on wyskalowany na poważne, ostre zatrucia. Nawet wynik dziesiątki razy niższy od „normy” w takim teście nie oznacza, że nie mamy tego pierwiastka za dużo. Można po prostu zastanowić się, ile miało się kontaktu z tym pierwiastkiem: Strzelanie z wiatrówki ołowianym śrutem? Zagryzanie zębami ciężarków wędkarskich? Praca w hucie?
Jedyna w pełni skuteczna metoda jego usuwania to sól disodowa kwasu wersenowego. Należy rozpuścić w wodzie (plastikowa łyżeczka, szklany kubek, nie używać metalowych!) do 2 gramów i wypić unikając kontaktu z zębami (szybko przełknąć), dwa razy dziennie, przez tydzień. NaEDTA (bo taki skrót ma ta substancja) połączy się w naszym ciele z metalami, po czym je wysikamy. Niestety, nie działa ona wybiórczo. Jednocześnie pozbędziemy się cynku czy żelaza. Po terapii oczyszczającej trzeba uzupełnić te pierwiastki (i pewnie też kilka innych). Jako że ołów magazynowany jest w kościach i powoli je będzie opuszczał, po kilku miesiącach znowu możemy mieć wysoki poziom we krwi. Terapię należy powtarzać co kilka miesięcy albo nawet co pół roku, po jakimś czasie będziemy już „czyści”.
Dość skuteczny jest… czosnek. Nie ma on co prawda aż takiej skuteczności jak sole kwasu wersenowego, ale w badaniach dość skutecznie chronił zwierzęta laboratoryjne, niekiedy całkowicie neutralizując śmiertelne dawki.
Wszystko, co napisałem o ołowiu, odnosi się również do kadmu, przy czym w jego wypadku nie ma aż tak wyraźnych przesłanek do tego, że jest odpowiedzialny za część przypadków choroby. Wiadomo, że zatrucie wywoła nadciśnienie, ale nie wiadomo, jaki procent przypadków choroby jest wywołany zatruciem, prawdopodobnie bardzo niski. Usuwa się go identycznie jak ołów.